Polkobexim
Polkobexim
Taki katalog Indonezyjskiego jedzenia, głównie ulicznego.

Trudno mówić o jednym indonezyjskim jedzeniu, gdy mówimy o kraju pi razy oko długości europy, zamieszkanym przez 250 mln ludzi mówiących 250 językami (jak liczyć z dialektami, często wzajemnie mało zrozumiałymi, to jeszcze drugie tyle). W porównaniu z Indonezją Europa jest jednorodna kulturowo i etnicznie (bo jest) więc mimo, że i Unii Europejskiej i Indonezji motta są w prawie identyczne (po angielsku je się tłumaczy odpowiednio “United in diversity” i “Unity in Diversity”) to, chyba ta druga zasługuje na nie bardziej. Oczywiście, to bardzo ciekawy temat ile tego unity jest w unity, ale miało być o jedzeniu, więc już nie przynudzam.

Tak więć to co poniżej jest po prostu o jedzeniu w Yogyakarcie, gdzie byłem ostatni miesiąc. Chociaż zgaduję, że większość z tych dań odnajdzie się w całym kraju, ale prawdopodobnie inaczej trochę zrobionych. Yogyakarta to w bardzo niedokładnym przybliżeniu taki Kraków. Miasto w wschodniej Jawie, największej i najgęściej zaludnionej wyspie indonezji (prawie trzy razy mniejsza niż polska, a mieszka na niej 130mln ludzi). Centrum kulturalne, miasto uniwersyteckie, piękna przeszłość, a także popularny kierunek turystyczny. To co fajne w Jogjy, jak nazwę miasta się skraca, to to, że w przeciweństwie do Bali jest to przede wszystkim atrakcja turystyczna dla Indonezyjczyków. Więc jest tutaj dużo tandety i kiczu, ale przynajmniej ma swój lokalny koloryt - na Bali tandeta jest oczywiście zazwyczaj pod australiczków, nuda.

Jogja to jest jedno z dwóch ostatnich miejsc w indonezji gdzie zachował się dwór królewski. Jogja rządzi Sułtan (o ile się orientuje, formalnie to wygrywa jakieś wybory, żeby procedurom stało się zadość), jest rodzina królewska, jest pałac. Są też z tego powodu tradycje kuchnii dworskiej. Coś tam z tego znajdzie się na liście. Taki ichni wariant haute cuisine.

A więc jak pisałem, to spis tego co zjadłem przez ostatni miesiąc. Z naciskiem na streetfood, który to nacisk nie jest najlepszym pomysłem. Bo w przeciwieństwie do Wietnamu streetfood tutaj nie jest rewelacyjny. A do tego często dość umiarkowanie higieniczny. Za to knajpgy są tutaj bardzo tanie, bardzo przyjemne i tak naprawdę to one powinny być waszym wyborem jeśli nie szukacie zbyt wiele hardcoru.

Bo jedzenie nie jest jakieś bardzo pyszne. Uprzedzam. Bywa dobre, nawet bardzo dobre, ale średnia jest tutaj niestety dużo niższa niż wietnamska. Jest dużo tłuściej, jest dużo dużo więcej cukru, jest dużo dużo mniej świeżych warzyw i ziół. Jest też mniej gluatminianu sodu - dla tych którzy wierzą, że to szkodliwe to może lepiej, dla tych którzy zamiast wiary wybierają naukę, to oczywiście smutne - bo oznacza mniej smaku. No i nie ma sosu rybnego, a po półroku w wietnamie to mam objawy odstawienne - jak byłem w wietnamie to myslałem, że mam go dość, jakże bardzo się myliłem.

Problem z Indonezyjczykami - a konkretniej Jawajczykami, bo ta etnia zamieszkuję okolicę Jogjy, (ale podejrzewam, ze problem jest ogólnokrajowy) jest taki, że mają fatalny gust do swojego jedzenia. Na targach, festiwalach streetfoodu etc. widać, że kolejki są właśnie po te najtłustsze grubo smażone pączkocośie a pyszne delikatne kokosowe curry nie budzą aż takiego zainteresowania. (w sumie w wietnamie też tak bywa, wietnamskie studenciaki uwielbiają chodzić na targi streetfoodu i wcinać smażoną na głębokim tłuszczu pokrojoną w paski bagietkę z majonezem...)

Wielką zaletą jedzenia tutaj jest za to to, że jest bardzo przyjazne wegetarianom. Z znanych mi krajów pd-wsch azji, a do kompletu brakuje mi tylko Laosu i Filipin wydaje mi się, że to zdecydowanie najlepsza destynacja. Dużą popularność tofu oraz tempeh (bosko przepysznego tempeh, jedna z najlepszych tu rzeczy), knajpg padang (gdzie łątwo sobie skomponować samoobsługowo danie) oraz w rożnej postaci jaj (a tutaj mają jakieś inne gatunki kur, może inaczej też je karmią - dużo lepsze są tu jajka!) bardzo myśle wege osobom (a i weganie myślę, że mieliby tu łatwo) się spodoba.

Zdjęcia są paskudne. Wiem. Robiłem je marną komórką (przez ostatni rok to juz moja 4 komórka więc sie jakos do nich nie przywiązuje ani nie dbam o aparat…) i tak dalej. Ot to ma być zdjęcie poglądowe. Wyobrażam sobie, że ten tekst jesli się komuś przyda to ot tak do sprawdzania co znaczy pozycja w menu. Aha no i są z instagrama, bo tak na bieżąco je wrzucałem, stamtąd też opisy, więc trochę jakiś głupich powtórzeń może być - np dużo za dużo razy chyba tłumaczę, że nasi to ryż.

No i oczywiśćie, za to, że moje opisy dań i ich nazwy są trafne nie ręcze. Oczywiście były konsultowane z ludnością lokalną ;), ale jednak po drodze między moją nieznajomością indonezyjskiego (który skądinąd to fajny język po miesiącu umiem tak z 50 razy więcej niz po półroku w wietnamie wietnamskiego), moim fatalnym angielskim, równie jak nie bardziej fatalnym angielskim rozmówców doprawdy wiele jest okazji do lost in translation. Więc jak gdzieś gadam bzdury proszę o wybaczenie. Starałem się. No i pamiętajcie, że jak wiadomo nikt tak bardzo mało nie wie o własnej kulturze jak jej uczestnicy. A już na pewno pojedyńczy a nie w jakiejś statystycznej masie. Więc te różne opowieści, które tu przytaczam, kto co je, jaka historia dań, albo czy to danie niższej czy wyższej klasy to są bardzo skażone rozmówcą. Prawdy trzeba szukać pewno w książkach. Ale nic nie jest tak mało ciekawe jak prawda, więc nie polecam.

Ceny. Jogja jest tania. Jedyne porónywalnie tanie miejsce w jakim byłem to może Lwów. Więcc i jedzenie drogie nie jest. To są ceny rzędu od 0.25$ przez okolice 1$ bo bardzo rzadko, nawet w lepszej (ale bez szalenśtw!) knajpgie, do 4$ za obiad z piciem nie alkoholowym. Za to alkohol absurdalnie drogi. Szczególnie po wietnamie gdzie puszka piwa to 0.5$ tutejsze ceny, a więc mniej więcej 3$ za butelkę bolą bardzo. Jest sposób, żeby napić się taniej na mieście - Kopi Klotok, ale to w sumie trochę smutne.

Słodycze. No cóż, taki wyraźny ślad islamu. Dużo slodkiego. W porównaniu z Wietnamem, czy Tajlandią to nawet bardzo bardzo bardzo bardzo dużo. Niestety dużo za słodkiego. Na plus za to indonezja ma to, że czekolada ma tu znośne ceny, chociaż taką sobie jakość. Mówiono mi, że ta przesadna słodycz wszystkiego to chyba trochę problem Jogjy i wschodniej jawy, dalej na zachód jest bardziej pikantnie.

No i na koniec power tip. Radzę zapamiętać. Zamawiając mrożoną herbatę (es teh) zawsze powiedz “tawar“ co znaczy czysta, czyli bez cukru. Albo dobitniej "tanpa gula" (tanba bez, gula cukier). Tak samo z sokami! Dzięki temu zamiast przeraźliwego ulepku który jest tak od cukru gęstny, że trudno zamieszać, dostaniesz po prostu trochę zbyt słodką herbatę (opcje zeby nie posłodzili wcalę, to pewno poza Bali można spotkać, ale mi się nie udało)

Pasar Ikan

Czyli Targ Rybny. Na zdjęciu jest akurat taki koło dość syfnej (ale z powodu złego utrzymania, samej w sobie bardzo urokliwej) plaży niedaleko Yogyakarty. Fajne jest to że obok sa knajpgki, gdzie się idzie z kupionymi tam rybami i Ci je od razu przygotowują. Fotka niżej.

Owoce morza

Kupione na targu a potem w knajpgce obok zamówione ich przyrządzenie. No to nie może być źle i nie jest.

Pedas Abis

To nie nazwa dania a taka sieciówka. Bez szaleństw ale ujdzie. Sama nazwa znaczy "bardzo pikantne". No i tak. Jest pikantnie, jest też tanio (to na zdjęciu, dla dwóch osób, to pewno w sumie 4$). Idea jest taka że się zamawia dużo sambali - a więc sosów - oraz jakieś mini danka do nich. Tutaj kalmar, kurczak, krewetki, jakąś wątróbka etc. Ja jestem wielkim fanem "dużo małych dań" zamiast jednego bardziej konkretnego więc mi się podobało. Zresztą azjatyckie kuchnie na tym zyskują, np hinduskie jako tali jest dużo lepsze, niż duża micha curry.

Ramadan Targ

Ramadanowy targ. Na jakiś czas przed iftar, czyli pierwszym posiłkiem po zmierzchu (a więc po poście), otwierają się takie targi. Oczywiście jedzenie na wynos tylko. Zresztą tu jak w Tajlandii sporo miejsc z jedzeniem tylko na wynos, np w Wietnamie, a w każdym razie sajgonie, to rzadkość. Kto odwiedził wietnamskie mieszkanie zrozumie czemu.

Knajpgka za miastem

Jakaś knajpgka pod miastem. Takie zdjęcie by pokazać jak jedzenie wygląda w ociupeńkę bardziej fancy miejscu.

Ayam Koteka

Od lewego górnego rogu. Ayam Koteka - mielone kurze mięso z jajkiem zapiekane w bambusie. Potem ogromnie dużo wody kokosowej z lodem. A na dole Nasi Kucing, tzw koci ryż. Czyli ryż z mikrospopijnymi porcjami małych dań. Tu smażone tempeh, rybki etc. Będzie jeszcze o tym nasi kucing potem.

Bakmi i Mihun

Kluski - te grubsze to bakmi, cieńsze mihun. Bakmi sa pszenne, mihun z mąki kukurydzianej ponoć (chociaż mi się wydaje że ryżowej, ale powtarzam co mi powiedziano). Smażone w sosie sojowym, z cebulą, kolendra etc.

Bakmi Godhog i Goreng

Jawajskie grube pszenne kluski wymieszane z drobnymi ryżowymi, podawane z pieczonym kurczakiem i jajkiem. Wariant goreng to smażone, a godhog podawane w lekkim rosole. Gatunek kury do tego właściwy to ayam kampung - ayam to kura, kampung to wioska. Taki półdziki, inaczej (i dużo zgrabniej wygląda) W każdym razie indonezyjczy zwracają uwagę jaki gatunek kury do jakiego dania.

Bakso Pedas

Pedas to pikantne, bakso to takie meatballsy z wołowiną i tapioką. Takie to sobie, ale oni to bardzo lubią.

Bakso Urat

Rosol z kulkami z tapioki i wołowiny, a do tego jeszcze makaron, trochę zieleniny i czosnku. To co odróżnia to Urat, czyli żyły które jak rozumiem sa i w wywarze a także pocięte na kawałki w zupie.

Bolu Bakar

Bolu to taka ryba, po polsku nazywa się Chanos, pewno też nie znaleźliście tego słowa. Po angielsku to milkfish. Fajna delikatna rybka, specyficzną dla regionu, bardzo hodowlana. Tutaj podana z sambalem gami gami, bardzo pikantnym, trochę jak jakaś meksykańską salsa, a także sayur urap - szpinak wodny z mielonym kokosem. A i jeszcze rybna zupka.

Brongkos

Wiem, że wygląda wybitnie brzydko, ale jak pisałem, tu sobie zapisuje bardziej dania niż szpanuję uroda. Zupa z czarnonakrapianej fasoli (po angielsku to jest black eyed pea) na mleku kokosowym z wołowiną. Jedzenie wiejskiej biedoty, ale ponoć teraz także trochę bohemy. Ale middle klasa się trochę brzydzi (a potem opowiada, że babcia to robi najlepszy brongkos na świecie). Bardzo dobre.

Bubur Ayam Khas Bandung

Bubur to taka owsianka ryżowa, taki ryż na bezsmakową pulpę rozgotowany, Ayam to oczywiście kurczak (albo galerianka), Khas Bandung to znaczy coś w stylu "specjalne z Bandung". A Bandung to takie duże uniwersyteckie miasto koło Dżakarty. No i to jest ten ryż, kiełki, orzeszki ziemne, cebula, kurczak wraz zupa na bazie mleka kokosowego z kurkumą.

Burjo

Nazwa od Bubur Kacang Ijo co oznacza coś jak owsianka z fasoli złotej, która pewno znacie jako mung (a tak w ogóle kacang to orzech a ijo to zielony) Gotuje się ją kilka godzin w mleku kokosowym z brązowym cukrem, a potem podaje się z mlekiem kokosowym (świeżym) i lodem. Danie w różnych wariantach obecne we wszystkich krajach pd-wsch azji. Wariant malezyjski zdecydowanie najlepszy.

Enting-enting Gepuk

Gepuk to znaczy miażdżyć, tak jak w moździerzu. Enting-enting to nazwa rodziny różnych słodyczy z orzechów. W każdym razie ten przypadek to orzeszki ziemne (kacang tanah), cukier puder (gula pasir) i jakieś dodatki smakowe. Tradycyjnie miażdży się to kamieniem a potem prasuje czyms ciężkim - więc taki słodycz bez obróbki cieplnej.

Gado-gado Kupat

A tu mamy fajny bajer języka indonezyjskiego. Dwa razy obok siebie słowo może być lub wzmocnieniem (zazwyczaj) albo nowym znaczeniem. Gado to znaczy spróbować odrobinkę, a gado gado wymieszać (jedzenie). Kupat to nazwa ciasta (ale słonego rzecz jasna) z ryżu ugotowanego na parze który tu dodatkiem. A samo gado gado to bardzo pożywna sałatka z kiełkami, jajkiem, ziemniakiem na parze, tofu, kawałkami pomidora i ogórka. Wszystko z stanowiącym istotę tego dania przepysznym sosem z orzeszków ziemnych. Wegetariańskie więc.

Gudeg

Curry z jackfruita mającego piękna polską nazwę dżakfrut. Długo, bardzo długo gotowany, tak przez 6h czy więcej owoc zamienia się z jednego z najsmaczniejszych azjatyckich owoców w taka lekko słodkawa masę w smaku może lekko przypominajaca młodą kapusta. Nie jest to bardzo złe ale trochę szkoda przeboskich dzakfrutów na takie przeciętne coś. To jest tradycyjne danie z Yogjakarty, ponoć tu najlepsze. Raczej nie planuje sprawdzać gdzie indziej. Bo mimo wszystko z całego dania i tak najbardziej smakował dany jako dodatek smażony tempeh (A samo istnienie temphu powoduje że indonezyjska kuchnie mimo jej nierówności jednak bardzo lubię)

Jadah Manten

Jadah to nazwa grupy jedzenia z kleistego ryżu a manten to para młoda, taka weselna. Bo to takie jedzenie weselne. Ulubione jedzenie 6tego Sułtana Yogjakarty (obecnie rządzi 10ty, I właśnie ponoć numerami tylko się nazywa ich). A samo jedzenie to sticky rice z mlekiem kokosowym gotowany na parze, następnie nadziewany kurczakiem lub wołowiną, a następnie otaczany w jajku wymieszanym z mąką ryżowa i grillowany.

Janang Gempol

Janang to taka owsianka z mąki ryżowej, gempol to te kulki też z mąki ryżowej. Dodatkowo z brązowym cukrem i mlekiem kokosowym. Janang jest tradycyjnie używane jest przez wyznawców hinduizmu jako ofiara, ale jesteśmy na muzułmańskiej Jawie i tu ponoć nadal nie mało takze muzułmanów składa takie ofiary. Pół tysiąclecia islamu tak zupełnie hinduizmu nie zmylo. Tak przy okazji, to to co mnie zdziwiło że to ludzie często znają różne hinduskie eposy, koligacje rodzinne bogów, hotele czy knajpgy mają od nich nazwy. Ogólnie Indonezja jest mocno Indo.

Ketan Bubuk

Znowu nasz przyjaciel stikirajs, czyli kleisty i to bardzo ryż, podawany z zmielonym kokosem, soy powder, czyli to będzie co, jakiś proszek sojowy ale chyba jednak nie ten dodatek co dzieciom by je bardziej utuczyc się daję. Mocno orzechowy w smaku. No i jeszcze do tego cukier puder.
A same słowa znaczą: ketan to stikirajs, a bubuk to proszek czy też efekt jakiegoś cięcia na drobne, np drewna czy żelaza. No albo to na pupę niemowlaka też.

Kipo / Nagesari

Po lewej Kipo - kokos, brązowy cukier i mąką ryżowa smażone na patelni a potem podawane na lisciu banana. A po prawej Nagesari - mąką ryżowa z bananem, gotowane na parze w liście banana.

Kopi Joss

Czyli kawa z wyrzuconym do środka rozzarzonym węglem. Po co nie wiem. W sensie nigdy mnie ten koncept nie przekonywał.

Kopi Klotok

W Indonezji alkohol jest dostępny, ale jednak muzułmański kraj to muzułmański. Jest drogi, poza bali raczej tylko w knajpgach, nie w sklepach typu minimarket. (tutaj alkohol jes tylko w dużych marketach czy delikatesach) Teraz jest Ramadan, więc nawet knajpgy które mają zazwyczaj alkohol, na ten czas zdarza się, że go wycofują. Tym ciekawszym zjawiskiem jest Kopi Klopok. To jest po prostu kawa z wódką. Za równowartość 1$ dostajesz takie coś. Koszmarnie mocne, więcej wódki niż kawy. Pić się daje z trudem nawet moimi wprawionymi polskimi ustami. Ponoć to jest takie polegalne. Jakoś się te "kawiarnie" policji opłacają. Mam wrażenie że przeliczeniu %/PLN paradoksalnie jedno z tańszych alko regionu.

Kopi

Indonezja kawą stoi, kawa tu jest naprawdę świetna. Co najfajniejsze jest jej sporo takich niezbyt fancy pseudohipsterskich miejsc z dużym wyborem gatunku, metod parzenia i niskimi cenami jest multum. Dodatkowy plus maja za to że cold brew jest popularny. A to fajnie gra z klimatem tu.

Leker

Chrupki naleśnik z mąki ryżowej z cukrem palmowym z dodatkami, np. serem, czekolada, dżemem.

Lemper

Sticky rice nadziewany wołowiną lub kurczakiem. Tradycyjnie jedzenie weselne. Ciągle mam problem że słowem sticky rice, po polsku to jak widzę w Wikipedii tłumaczy się po prostu na ryż kleisty, ale jakoś wtedy mi za mało brzmi na nazwę własną. Ale może przekombinowuje. Pewno tak.

Lontong Opor

Lontong to rodzaj gotowanego na parze ryżu, to co jak takie kluski wygląda. Opor to delikatnie pikantna zupa z mleka kokosowego, takie jawajskie w curry. Je się to jak tu widać z jajkiem, kurczakiem (mięso i watrobka), może być też z wołowiną lub tofu. Wariant jak widac uliczny, tak się to dostaje na wynos.

Lopis

Kolejny i kolejny raz kleisty ryż, kolejny raz z kokosem ale i z sosem z brązowego cukru, który się nazywa juruh - który to po prostu woda, cukier, odrobina soli.

Lumpia

Trochę wariacja na temat sajgonki. Przysmak oryginalnie ponoć z Samaramg, czyli centralna Java. Faszerowane toto kurczakiem, warzywami, jajkiem na twardo. Z cienkiego ciasta, ale nie ryżowego, a zwykłego. Podawane z kiszonym na słodko ogórkiem i także chyba kiszoną pasta z cebuli

Martabak

Martabak Telor. Telor to jajko, a Martabak to coś w rodzaju omletu, ale z tych z mąką, nafaszerowanego dość duża ilością warzyw.

Mentho

Gotowane na parze ciasto z mąki ryżowej faszerowane mieloną wołowiną. Trochę jak knedle. Zdjęcie jak to moje nie zaapetyczne, zresztą indonezyjskie jedzenie nie jest tak ładne jak wietnamskie, ale chyba oddaje istotę. Przysmak Sułtana, kiedyś danie tylko na specjalne ceremonie, dostępne tylko na dworze królewskim.

Mie Aceh Goreng

Mie to makaron, Goreng to smażone, Aceh to region Indonezji. Najbardziej wysunięty na zachód, mieszkańcy nazywają go "Werandą Mekki". Jest to też region bardzo islamski, może nawet islamistyczny, po długiej wojnie domowej wywalczyli sobie prawo do wprowadzenia Szariatu. Szariat tam bywa groteskowy, np zakazano kobietom siedzieć okrakiem na skuterze, gdy sa pasażerkami, ale jest także np publiczna chlosta za niemoralne prowadzenie. Więc raczej tam nie pojadę. Samo danie to bardzo bardzo pikantne - bo z pikantnosci słynie kuchnia Sumatry więc i Aceh - kluski z orzeszkami, czili etc. Tutaj dodatkowo z kurczakiem rendang, o którym kiedy indziej.

Mie Ayam Pangsit

Mie to kluski, Ayam kura, Pangsit to ten chrupek (takie pszenne w głębokim tłuszczu). Dodatkowo z delikatnym rosołkiem. Nic specjalnego. Ten makaron to taki jak z chińskich zupek, bardzo popularny on tu jest (zresztą zupki instant też wszechobecne, może jestem niesprawiedliwy ale mam wrażenie że smakują im tu bardziej niż normalne jedzenie)

Nasi Gandul

Danie z centralnej Jawy. Nasi, to ryz, Gandul to coś w rodzaju zwisania. Jesli dobrze zrozumiałem, to od sposobu w jaki nosili to sprzedawcy tego dania - taki kij z przewieszonymi pojemnikami. A jest to kokosowa zupka z podrobami, dalekie echo tajskiego curry z ryżem. Lekko pikantne i bardzo pyszne. Tutaj podane z kozią watrobką, ale do wyboru była też kozia skóra i inne kozie podroby, jest też wariant z podrobami wołowymi.

Nasi Kebuli Sapi

Nasi ryż, Sapi wolowina, a to Kebuli to nazwa własna dania. To po prostu jest biryani dość bliskie klasycznej indyjskiej wersji. A więc całkiem dobre - w Indiach ja nie przepadalem za biryani, tam dużo dużo lepszych rzeczy jest też (chce masala dosa, chcę tali!), ale i tak mam sentyment.

Nasi Kuning Ternate

Nasi ryż, Kuning żółty, a Ternate to taka wyspa. Ryż, piekielnie ostry sos, takie malutkie rybki (teri medan lub teri nasi, te drugie w się tak nazywają bo małe jak ryż), trochę klusek no i dodatek jakiś - tu jajko i kurczak. Z dużej rodziny podobnych dań jakie indonezyjczycy mają to jest moje ulubione.

Nasi Kuning

Tym razem dla porównania z tym z wczoraj, jak wygląda to danie tu, w Jogjakarcie. Klasycznie zamiast rybek mamy smażone na słodko tempe, brak też super pikantnosci (a w zamian jak wszędzie tu jest taka słodka nuta). No i zamiast klusek pokrojony w paski omlet.

Nasi Liwet

Nasi Liwet czyli ryż gotowany w mleku kokosowym z dodatkami. To co wygląda jak chipsy to kozia skóra preparowana, a poza tym małe danka też w mleku kokosowym - kurczak (opor ayam, może kiedyś oddzielnie będzie o), jeszcze jakiś inny kurczak, oraz jajka długo gotowane w przyprawach, telur pindang. Tutaj tak bardziej podane bo byłem na kolacji na koniec dzisiejszego postu zaproszony do takiej ciut bardziej fancy restauracji. Bo mam wrażenie że przez cały Ramadan tu się w zasadzie każdego dnia umawiają z jakąś inna grupa rodziny, znajomych czy co na to przełamanie postu. Taki odpowiednik śledzika.

Nasi Pindang

Ryż z jajkiem jak widać oraz bawolym mięsem co widać mniej. To w wszystko z takim sosem na granicy zupy, taki karmelizowany, w którym dużo liści rośliny z rodziny gniotowatych. A i (chyba) idea tego jest taka ze samo mięso gotowane długo na parze. Taki sobie.

Nasi Sambal Telur

Nasi Sambal Telur. Czyli ryż + pikantna pasta + omlet (telur to jajko). Tutaj jeszcze sobie dobrałem panierowane Tahu czyli tofu. Taki posiłek to 90groszy. Całkiem dobre, bo sambal jest obłędnie pyszny.

Otak otak ikan bakar

"Otak" to mózg. Ale "Otak otak" to rodzaj zmiksowanej ryby z tapioką. "Ikan" to właśnie ryba. A "bakar" oznacza grillowane. No i tak właśnie, taka rybna pulpa z jakiś najtańszych ryb nie nadających się do czegoś bardziej zgrillowana w liściu banana podana z bardzo pikantnym sosem z orzeszkami (zupełnie innym niż ten słodki łagodny do sate). I właśnie ten sos jest tym co jest smaczne w tym daniu. Bo jest super. Reszta taka sobie.

Pempek

Ciasto z mąki, cebuli i zmielonej ryby, najczęściej tenggiri czyli makreli. Ciasto się najpgierw gotuje a potem smaży na głębokim tłuszczu. Tutaj akurat faszerowane jajkiem, taki wariant nazywa sie Kapalselam, co po indonezyjsku znaczy łódź podwodna. Do tego sos z octu i słodkiego sosu sojowego.

Pukis

Ciastka z mąki pszennej z mlekiem kokosowym, z odrobiną drożdży, oraz z zdecydowanie nie odrobiną cukru. Opiekane (grillowane?). Troszkę w smaku coś jak może pączki? Ciasto robi się z różnymi dodatkami: pandan, czekolada, durian etc.

Risoles Mayo

To jest ta część kuchni indonezyjskiej które nie lubię, ale wydaje się że jest ulubiona częścią indonezyjczyków. Czyli usmażyć na tłusto coś i tak tłustego. To akurat sa nazwyklejsze, jak w europie, krokiety z naleśników. W środku ser, szynka wołowa, panierowane i polane majonezem. Bardzo popularne, bardzo takie sobie. Nuda

Ronde

Napój z imbiru i brązowego cukru, podawany z orzeszkami, owocami palmy cukrowej (kolangkaling) oraz kulkami z sticky rice, w sensie lepkiego ryżu.

Roti Bakar Kelling

Roti Bakar Kelling, czyli Chleb (jaka jego nazwa swoją drogą miłym przypomnieniem ze Indo w nazwie Indonezja nie przypadkiem:)) + Grillowany + ciemnoskory (ale ciemnoskory nie jak afrykanin a jak hindus). Tutaj dodatkami byly Kacang czyli orzechy (chyba nie ma w ind liczby mnogiej). Grillowany na węglu drzewnym chleb taki jakiś tostowy zgajduje że barwiony węglem drzewnym z bambusa, bo tu to spotykana technika, ale może się mylę. Strasznie kaloryczny zapychacz.

Roti Pisang

Chleb + banan. Nic specjalnego Ale daje jako ciekawostka, bo to nasza swojska Polska drożdżówka, tyle że no właśnie - z bananem.

Sate Campur

Sate to te grillowane saszlyczki, sataye. Campur znaczy mieszane. Czyli ze wiecej niż jeden rodzaj. Tutaj to jest tak: sate tempeh, w tym wypadku użyte jest miękkie tempe, tempe gembus. Oraz Sate Kere. Kere znaczy jakiś biedny czy ubogi, niestety jakoś moich wytlumaczen jest dosc parszywa, bo wiadomo po indonezyjsku ja nic więc po drodze jest mój słaby angielski i slaby angielski informatora:) w każdym razie to sate jest z po prostu to kawałki wołowego tłuszczu. Podaje się to z sosem z orzeszkow. Dobre.

Sego Abang

Nazwa jest po jawajsku, nie indonezyjsku. Sego to ryż (a konkretniej jedno ze słów na ryż, jawajski jest pokrecony i ma dwa różne zestawy słownictwa zależnie od statusu społecznego, sego się używa między osobami o tym samym statusie, w rozmowie z kimś starszym powiedziałbys sekul). Żeby jeszcze bardziej skomplikować temat to w jawajskim, jak w tej zdajsie nieprawdziwej opowiastce o 40 słowach na ryż u eskimosów, jest bardzo dużo różnych słów na ryż, a żadnego generalnego. Czyli, że np nieugotowany ryż to inne słowo. Abang to czerwony. No i właśnie - to taki gatunek ryżu, jakiś taki jakiś dziki. Ma dużo więcej smaku, dobre to jest. Podaje się zazwyczaj z pikantnym tempeh - oseng-oseng mercon (też po jawajsku, znaczy tyle co stirfry fajerwerki;))

Sego Megono

Sego, jak już pisałem, to po jawajsku ryz. Megono nie wiem, chyba nazwa własna jakas. No i to po prostu ryż z jangan lodeh, które to jest taka zupa kokosowa z dżakfrutem i liśćmi daun melijo, czyli gnetum gnemom o którym którym pisałem przy okazji Nasi Pindang. Po polsku chyba gniotowate (?). Poza tym jak tu zazwyczaj podaje się z jakimś tofu, siekanym kokosem etc.

Sego Pecel

W knajpgie które nazywa się SGPC, i jest ponoć najlepszym miejsce z tym daniem w Jogja, a twierdzą ze i w Indonezji. Jakas ich super gwiazda filmowa tu, mimo skromnego wystroju, specjalnie przyjeżdża. Danie wegetariańskie. Tempeh, szpinak (wodny chyba), kiełki fasol. Wszystko z lekko pikantnym sosem orzeszkowym. Podane z ryżem i ciepłe, ale uchodzi za sałatkę. Pewno przez brak mięsa. Ten "szaszłyk" to jajka przepiórcze. Świetne. Pyszne. Boskie.

Serabi

Serabi. Grube, puszyste naleśniki z mąki ryżowej i mleka kokosowego. Trochę jak amerykańskie pankejki. Ten zielony to z pandanem. Serwowane z sosem też z mleka kokosowego.

Solo salad

Solo salad. Solo to nazwa miasta, dość blisko Jogja zresztą, słynnego z fundamentalistow, Ci od zamachów na Bali byli stamtąd i wychowali się w tamtejszych meczetach. A salad to pozostałość po holendrach, bardzo bardzo dużo takich pozostałości w indonezyjskim języku, bardzo wygodne. A solo salad to jajko, wołowina, ziemniaki, marchew, pomidory cebula wszystko polane letnim sosem na bazie delikatnie słodkiego (cukier jest tym dla indonezyjczykow co sos rybny dla wietnamczykow) sosu sojowego.

Sop Ayam Klaten

Sop to zupa, rosół, od Soto różni się tym że to jest bardziej czysty rosół, mniej warzyw, no i baza jest bardzo pieprzna. Ayam to kurczak. Klatem to takie miasteczko.

Sop Buntut

Sop zupa, buntut ogon. Tutaj akurat wołowy. No i to tyle. Dość dobre. Na bazie takiego dość wloszczyznobogatego rosołu. Danie tak w ogóle z Sumatry, z Padang, o którym może kiedy indziej.

Soto Kudus Campur

Zupa która powinna być z mięsem bawołu wodnego, kebo. Samo Kudus to nazwa miasta, Soto to Plus minus zupa. Tutaj niestety wersja oszukana, z kurczakiem. Ale też dobra.

Soto Tangkar

Soto to nazwa rodziny zup, powiedzmy że coś jak rosół. Tangar to jedna z dzielnic Yogjakarty, czyli miasta gdzie teraz jestem. To zupa z mlekiem kokosowym z taka gulaszową wołowiną, dość pikantna i całkiem niezła.

Tape Telo

Tape znaczy sfermentowane, Telo to kasawa. No i to właśnie to jest. Sfermentowana kasawa. Lekko slodkawe, daje mocno alkoholem. Jak pofermentuje dłużej można z tego zrobić Arak

Urap

Kolejne nie za piękne danie, ale bardzo dobre. Szpinak wodny, fasolka (jakąś taka jak szparagowa), trochę kiełków i marchewka. To się gotuje w wodzie a następnie serwuje z zmiksowaną kopra kokosowa i pikantnymi przyprawami (to takie jasne na zdjęciu co wygląda nie za apetycznie).