Wietnam. Sajgon. Jak żyć?
Spędziłem w Sajgonie, czy też Ho Chi Minh CIty, w sumie dwa i pół miesiąca. No nie tak dużo, ale zarazem więcej niż w jakimkolwiek innym mieście niż Warszawa. W każdym razie, dodając do tego trochę mojej egzaltowanej pewności siebie (jak zawsze tragicznie zmiksowanej z brakiem pewności siebie) tyle, żeby jednak się wypowiedzieć.
Sajgon to jedno z moich ulubionych miejsc jest. Wielkim jestem fanem Sajgonu. Przede wszystkim to co jest dla mnie fajne w Sajgonie to to, że jest to duże, bardzo duże miasto. Chyba bardzo niepasujące do reszty Wietnamu. Dokładnie to nie wiem, bo w sumie praktycznie nie znam Wietnamu poza Sajgonem.
Bo to miasto bogate. W ten specyficzny sposób w jaki bogate są miasta nie-pierwszego świata. Czyli tak wyspowo. Z dużymi brakami w infrastrukturze. Od niedawna bogate. A więc, z brakiem wszystkiego tego co daje zakumulowanie bogactwa. Ale jednak, jak na lokalne standardy, bogate. ( http://saigoneer.com/saigon-development/6530-studio8-architects-win-contract-to-design-khai-tower )
Ceny podaję w dolarach bo wietnamski dong jest dość sztywno związany z dolarem. (1$ to około 22 000 dongów)
Gdzie mieszkać, gdzie żyć?
Nie wiem. Ja mieszkałem w trzeciej dzielnicy (quan 3). Ona ma tą zaletę, że jest bardzo blisko dzielnicy pierwszej, która jest czymś w rodzaju (ale nie dokońca) centrum, a zarazem jest dość biedna, syfna, zabałaganiona, a więc tania i autentyczna. Raczej streetfood i bazary, a nie fancy knajpki dla ekspatów. Kolacja raczej za dolara niż za dziesięc. Konkretnie mieszkałem w czymś takim: https://www.facebook.com/SaigonRoom/?fref=ts Nie był i nie jest ot deal życia. W senise da się taniej i lepiej. Ale trochę nie chciało mi się szukać, a to jest na airbnb i czeka. Więc takie troche syfne pokoje. Ale klimatyzacja & pranie w cenie. Możliwość wejścia na dach, oglądania wschodu słońca, picia na nim piwa i przeżywania tego jak bardzo życie jest marne dodatkową atrakcją. Więc ujdzie. A i jeszcze jedna ważna rzecz - własne klucze. Tutaj dość normą jest to, że jak się wynajmuje pokoje nie dostaje się własnych kluczy do zewnętrznych drzwi. Więc wracanie po nocy jest cokolwiek kłopotliwe. Warto na to uważać. Płaciłem pi razy oko 10$ dziennie. Za tą cenę znam w sumie całkiem fajny hotel w czwartej dzielnicy, o lepszym w sumie standardzie. Co pokazuje, jak bardzo to nie jest dealem.
No właśnie. Numery dzielnic. Warto je jako tako opanować, bo ich się używa na codzień i jak w każdym szanujacym się mieście idzie za nimi przekaz klasowy. Dziewczyny z 7 dzielnicy nie będą cie chciały. A dziewczyn z 2 nie poznasz.
Gdzie pracować?
Można jak zawsze po kawiarniach. Starbucksoidy są co dwie/trzy przecznice. Są pełne bardzo pięknej młodzieży, są drogawe, czyli ceny powiedzmy tak, tylko z 30% niższe niż polskie. Dla porównania w wietnamskeij tradycyjnej kawiarni kawa kosztuje pół dolara. A zamiast pięknej młodzieży piękna klasa robotnicza.
Można w coworkingach. Co polecam. Ja sprawdziłem dwa.
- Start saigon. Najtańszy z tych które znalazłem. Fajnie położony, ale brzydkie wnętrze, klimatyzacja trochę śmierdzi oraz panuje tendencja do zbyt agresywnego jej ustawiana. A! I w ubikacji nie ma umywalki. Bardzo irytujące. Ale tanio. Co rzadkie w tego rodzaju miejscach, koło 50% rezydentów wietnamczycy. Koło 60$ za miesiąc. http://start-saigon.com/
- Work saigon. Przeciwny biegun. Bardzo ładne miejsce. Bardzo ładni ludzie. Ale nie ma miesięcznego pakietu, działa tak jak kawiarnia. Wypada kupić więc coś do pica/jedzenia co jakiś czas. Jest smacznie ale po pierwsze śródziemnomorsko a nie wietnamsko, a ja wolę wietnamsko. A po drugie jest dość drogo. A w pobliżu mało fajnego streetfoodu. http://www.worksaigon.com/#about Dwie kawy i humus - 7$.
Jak się przemieszczać?
Mieszkać w Sajgonie i znaczy mieć skuter. Bez skutera tutaj jesteś niczym, nikim i w ogóle to nie ma sensu. No chyba, że jesteś dziewczyną z bardzo dobrego domu albo chcesz taką udawać. Ruch uliczny wygląda trochę, troszeńkę, ociupeńkę, megachaotycznie, ale wbrew pozorom wcale az tak bardzo taki nie jest. Wystarczy wczuć się w niego. I nie ufać nikomu, a najbardziej kierowcom autobusów. Ja swój skuter wynajełem od tego gościa - http://saigonscooterrental.com/ . Zalety są takie, że jest tanio i elastycznie. Wady takie, ze jest bardzo nieresponsywny, raczej go trzeba zmusić by ci wynajał, bo mu się nie chce. Ale za to jest bardzo bardzo wyluzowany. Nie zadaje żadnych kłopotliwych pytań, w rodzaju np “czy masz prawo jazdy?”. Skuter na miesiać, 110cc, z dużym bagażnikiem to 60$.
Co robić?
Sajgon to duże, bardzo duże miasto, więc jest tu wystarczająco dużo nieszczęśliwych i samotnych ludzi by raczej nie mieć żadnego problemu poznawaniem ludzi. Ja to nienawidzę poznawać nowych ludzi a tu mi to jednak jakoś wychodzi aż za łatwo. W ogóle to chyba lubię wietnamczyków. Jakoś się z nimi dogaduje. Ale możę chodzi o to, że wszyscy tu mówią gorzej po angielsku niż ja, więc się po prostu mniej wstydzę i stresuje.
Można poznawać też ekspatów, ale w sumie ja nie lubię, nie umiem, nie chcę. Ale warto być na którejś z ekspackich grup na facebooku. Trochę ciekawych linków i wiadoości, oraz bardzo dużo bardzo głupich rasistowskich postów zachodniaków, które pozwalają człowiekowi pamietać, że głupota i rasizm nie jest specjalnością polską a jednak ogólnoludzką. https://www.facebook.com/groups/expatshcmc/ / https://www.facebook.com/groups/1495366197398165/?ref=browser
Mój ulubiony portal o sajgonie/wietnamie, to http://saigoneer.com Saigooner. Mają też fanpage. Zdecydowanie polecam. Naprawde fajna, na poziomie, liberalna tak jak lubię rzecz.
Z aplikacji na komórki to dwie są bardzo ważne. Po pierwsze “Zalo”. To taki komunikator, bardzo tu popularny. A dwa to http://foody.vn , takie coś jak gastronauci/zomato. Jest generalnie raczej po wietnamsku, ale da sie to ogarnąć mimo tego.
Piwo w knajpie zaczyna się od 0.5$, w przyzwoitych miejscach bedzie koło 1.5$. W klubach potrafi kosztować absurdalnie dużo (5$?). Paczka papierosów 1-2$.
Z miejsc gdzie można imprezować to dośc zabawną rzeczą jest Saigon Outcast. Zabawną bo wygląda jak żywcem przeniesioa knajpa z nad Warszawskiej wisły (czy tam raczej Berlina). Ściana wspinaczkowa, kontenery ten klimat. Głupia lokalizacja, ale i tak chyba warto. Bardzo dobre wietnamskei Ale tam kupić. Tym mnie dość zdobyli.
A i nawet mają odpowiednik Brutażu. Ale nie byłem nigdy. https://www.facebook.com/HeartBeatSaigon/?fref=ts
Co jeść?
Wszystko. Jak dla mnie nie ma lepszego streetfoodu na świecie niz ten tutaj. Nie żebym dużo widział, ale coś tam jednak widziałem, więc sobie ufam. Z rzeczy ktore trzeba koniecznie to na przykład “Bo La Lot” - rodzaj grillowanych gołąbków z liści betelu, Banh Khot, rodzaj kokosowych naleśników z krewetką no i “Banh Mi”, wietnamska kanapka. Ale właściwie trzeba wszystko. Ja tutaj przez 1.5 miesiaca chyba każdego dnia jadłem jakaś inną i nową potrawę. I chyba długo tak bym jeszczeg mógł. Naprawde różnorodność kuchni tutaj jest niesamowita. A nawet NIESAMOWITA.
Kanapka 0.5$, obiad na ulicy (danie, zupa, herbata mrożóna) 1 - 1.5$. Dużo seafoodu w średnio drogiej knajpie dla dwóch osób, z piwem, 10-15$.
Co zobaczyć?
No coś tam można. Jest całkiem fajny dawny pałac prezydencki, ciekawe (acz okropnie propagandowe) muzuem wojny wietnamskiej. Parę taoistycznych i ciekawych świątyń. Trochę fajnej architektury kolonialnej. Ale raczej wszystko to takie pierdolenie. Sajgon w tym jest jak Warszawa, że to raczej takie miasto, żeby pobyć trochę, poblądzić po nim, a nie, że są jakieś rzeczy konkretne do zobaczenia. Jedno z tych miast co jak się jest w nim dwa dni, to się wydaje, że się wszystko widziało i nuda.
Czego unikać?
No unikać należy Bui Vien, wietnamczycy nazywają to “western town”. To backpackerska, bardzo w centrum i dośc nie fajna okolica. Ale i tak nie wyjdzie jej unikanie, bo to w sumie jedyna okolica gdzie bez problemu o trzeciej w nocy można pójść sobie na piwo. Ale raczej wypada przed pójściem tam powiedzeć coś w stylu “fuck bui vien” i mieć pogardliwy stosunek. W każdym razie, jedzenie tam średnie, wietnamczycy namolni i warto nie mieć pomysłu, że jakkolwiek to jest reprezentatywne dla Sajgonu.
Ceny? Bliżej niekonkretna ilość gównianej trawy (3g?), po solidny targowaniu, z 5$. Nie umiem powiedzieć czy to dobrza czy zła cena. Ale lepiej na tym Bui Vien nie robić tego, tak mi się wydaje. Ja w każdym razie zajmuję się tam dla sportu targowaniem, a nie kupowaniem. Serio! Jak cię ciśnie, to raczej znacznie rozsądniej zaprzyjaźnić sie z wyluzowanymi wietnamczykami którzy po prostu cię będą czestować…