Ho Chi Minh. Cholon (chinatown).
Churching po Cholonie, który nim wygodniono stąd chińczyków (lata 70, boatpeople, te sprawy) zapewne miało bardziej rasowy wygląd. Teraz, jak twierdzi mój przewodnik, na powrót ulega sinizacji. Dawni mieszkańcy czy ich potomkowie wracają jako inwestorzy.
Obleciałem kilka świątyń, bo z niezrozumiałych dla mnie samego powodów bardzo lubię światynie wszelkie. Szczególnie wschodnie. Nic z nich nie rozumiejąc. Dziwna potrzeba sacrum, czy inne co. Nie wiem.
Bardzo dziwne jedzenie, muszę odkryć co to dokładnie jest. Smaczne.
A tu się zaczyna targ taki, co to za czasów wojny wietnamskiej był centrum czarnego rynku. I takie tam.
Dużo suszonych krewet. Tak do 50pln/kg.
No i kolejne świątynie.
Stały element krajobrazu. Skuterowy korek.
Zdjęcie nie wyszło, ale to taki jakiś event odpowiednika tutejszego ZSM, czyli młodzieżówki partyjnej. Spiewają i tańczą, chyba patriotycznie bo co chwila pada słowo Wietnam. A w tle jakieś różne scenki z wojny.