Polkobexim
Polkobexim

Varanasi, Agra , 7-11.VIII.2011

Trasa

  • 7.VIII.2011 Hyderabad – (28h w pociągu) –
  • 8.VIII.2011 – Varanasi
  • 9.VIII.2011 Varanasi
  • 10.VIII.2011 Varanasi – (nocny pociąg do Agry) –
  • 11.VIII.2011 … (nocny pociąg z Varanasi) – Agra – (pociąg do delhi)

Uwagi

No to się znowu troszkę nazbierało. Więc w niedzielę (7.) rano wsiadłem w pociag do Varanasi. I tu trochę hardcore bo w sumie jechałem 28h. Czyli byłem w poniedziałek o 14 w Varanasi (czy też – Waranasi). Trzeba oddać kolejom indyjskim, że co do minuty punktualnie.

Lonely Planet straszy, ze rykszarze i ogólne naciągactwo bije tu rekordy wszechindyjskie. Nie wiem, no owszem jest pewien odchył w natarczywości ale chyba żaden ponadstandardowy od tutejszej normy. Da się żyć. Wylądowałęm w guesthousie który to chyba ma jakąś dobrą recenzje w japońskimi jakimś przewodniku bo był wypakowany japońcami. Co dziwne – i tani i przyzwoity. I ciekawie położony. No właśnie – Waranasi to to miasto w indiach co to chyba każdy o nim słyszał nawet jak nazwy nie kojarzy. To tu są te kąpiele w Gangesie, to tu najlepiej się skremować. Ja mieszkam koło Manikarnika Ghat – czyli właśnie w takim miejscu gdzie się odbywają kremacje. Co ma tą zaletę, że jak się zabłądzi w labiryncie ulic starego miasta wystarczy po prostu pójść za bardzo to licznymi noszami(?) z zwłokami i się trafia do domu. No tak właśnie – bo Waranasi naprawdę jest niesamowite. Małe uliczki, na których tłum ludzi, krów, motorórów, motocykli – bijących rekordy prędkości, mimo szerokości tak po 1.5metra. Kąpiele w Gangesie (który, kurcze, no wiem że to świętokradztwo tak mówić, ale no kurcze – to ściek totalny). Procesje pogrzebowe. Niesamowite to robi wrażenie. Dodatkowo jest pora monsunowa – Ganges bardzo wysoko – schody do rzeki (ghaty) mocno zasłonięte, ale za to klimat jaki jest gdy zacznie się dzika ulewa i wszystko tymi wąskimi uliczkami spłynie – niesamowity. Wszystko czyli głównie syf – wynikający tyleż z wyjątkowo dużej ilości tu krów, tudzież tego, że no tak, zasadniczo ludzie też lubią se ulżyć na uliczce. Więc także – smród. Trochę więc makabryczne – ale no nie wiem – chyba jedno z najbardziej niesamowitych (ale brzmi) miejsc co w życiu widziałem. Jedyne zonki: od wody w prysznicu dostaję uczulenia na maksa; kurcze oni naprawdę w tej wodzie się kąpią i zaczynam mieć schizy z kupowaniem tu żarcia – bo jak się kąpią to cholera wie czy i jej w kuchni itd nie używają. No ale schize zwalczam. Narazie żyje.

Siedzę tu do środy, w którą to popołudniu pakuję się w pociąg do Agry. I w czwartek (11.) rano docieram do niej. Zapodaje dość ekstremalne zwiedzanie – ale tak se wyliczyłem, czas ze uznalem, ze nie bardzo chce tu zostawać. Więc zaliczam dwie z kluczowych atrakcji turystycznych. Taj Mahal, koszmarnie drogie – na indyjskie warunki surrealistycznie, ale i na polskie calkiem drogo – z 50pln (750rp). Czy warto? Nie wiem. To naprawdę ciekawe i ładne – chyba bym, żałował gdybym nie zobaczył. Zresztą no już więcej w życiu nie muszę. Potem jeszcze fort w Agrze, meczet. Trochę włóczenia się i sprawy urzędowe. Sprawy urzędowe to takie, ze na stacji w Waranasi ukradziono mi portfel. Szczęśliwie prawie pusty, z jednym ale. Z biletem kolejowym z Delhi do Amritsar. Szczęśliwie jako że bilety są imienne da się wyrobić duplikat. Wystarczy tylko dwie kopie paszportu, dwa różne podania napisać, trzy różne okienka, poświadczony podpis kierowniczki stacji, kolejka – i bilet jest. Całkiem sprawnie. Bo brzmi jakoś makabrycznie a zajeło z 40 minut wraz z wywiadywaniem sie jaka jest procedura.

No i do pociągu i przez Delhi do Amristaru – najświętszego miejsca Sikhów. Znaczy się teraz właśnie jestem w Delhi i czekam na kolejny pociąg i to to wam piszę.