Badami, Bijapur, Hyderabad, 4-6.VIII.2011
Trasa
- 4.VIII.2011 Hampi – Hopset – Badami – Bijapur (Bidżapur)
- 5.VIII.2011 Bijapur – (nocny autobus, 400rp) – …
- 6.VIII.2011 … – Hyderabad
Uwagi
Czwartek (4.) mi minął w dużym stopniu niestety na jeżdzeniu autobusami. Nie bardzo to lubię, ale co robić. Rano z Hampi przez Hospet i Ilkal (wszędzie przesiadki) docieram do Badami. Tak dość późnym popołudniem. W Badami do obejrzenia są bardzo fajne świątynie wykute w skale. Co też czynie. I polecam. Bardzo ładny stamtąd widok. Dodatkową atrakcją w Badami jest samo Badami. To nie duże miasteczko i jakieś takie chyba stosunkowo bardzo omijane przez turystów i przez to jakieś takie no tego no naturalne. Fajnie się chodzi po uliczkach, błądzi w ich labiryncie. Sporo świń oczyszczających rynsztoki i ich okolice (w sumie ciekawe do czego im one, Badami wyraźnie muzułmańskie, a hindusi tez nie bardzo mięcho jedzą?). No i tłumy dzieciarni chodzącej za człowiekiem, wykrzykujących jak tu wszędzie skul pena (zagada: co to znkaczy? ja wiem;) ). Chyba bardziej nawet są ciekawskie czy nawet nachalne niż i tak wysoka indyjska średnia. Całkiem mi się podoba i chyba nawet żałuje, że tu nie zanocowłem. A nie zanocowałem bo wziełem autobus do Bijapur (też z przesiadką, pod wieczór nie było bezpośrednich). Który to zresztą jakoś zadziwiająco szybko dojechał – z prędkością handlową 😉 tak 50km/h – czyli tak z dwa razy większą niż tu normalnie spotykana.
Piątek zaczynam od wymienienia pieniędzy, co się okazuje trochę skomplikowane bo banki mają strajk. A potem zwiędzam Bijapur, który to jest bardzo bardzo ciekawy. Dużo budowli indomuzułmańskich. Zachowane mury, Golgumbaz, gigantyczny grobowiec pod ogromną kopułą (mówią, że druga największa po watykańskim świętym piotrze, ale ja chyba widzialem juz w swym życiu z 5 takich co drugie największe po, Licheń zdajsie też tak sie chwali, nie?). Co nie zmienia faktu, że duże, spokojne, gustowne (nie to co – nie ukrywajmy tego – momentami przeraźliwy kicz świątyń hinduistycznych – który zresztą lubię). Potem jeszcze inne mauzoleum – Ibrahim Rouza. Cóż – też gustownie, może się nie będe rozpisywał, historyk sztuki tudzież koneser ze mnie nie tak znowu rewelacyjny. A no i jak zwykle fajny – bazar i różne fajne meczety (w nich spory ruch i różne dziwne aktywności, no bo ramadan). Wieczorem nocny autobus do Hyderabad – niestety nie było miejsc w pociągu, smutek. Autobus nocny co gorsza taki tylko trochę lepszy niż podlejszy – z fotelami lotniczymi a nie łóżkami (są i takie). Trochę mnie wymęczył z uwagi na pewne przywary hindusów, które normalnie są zabawne, a w takich sytuacjach jednak zdeka wpieniające. Ich ekstremalnie społeczny styl życia powoduje, że bardzo ale to bardzo długo gadają albo słuchają muzyki z komórek albo różne inne rzeczy które średnio są fajne w nocnym autobusie.
Docieram w sobotę (6.) rano, przebijam się przez Hyderabad – który to jest zdeka całkiem sporą metropolią (no tak 5mln mieszkańców). Sztuka podróży tu polega na tym, że w rykszach są działające taksometry. Więc niby nie trzeba się kłócić o to ile kosztuje przejazd. Ale za to trzeba się koooszmarnie kłócić o to by łaskawie je włączyli… Wymyśliłem, że będe spał przy stacji kolejowej z której jutro rano będe miał pociąg. I tu problem – w n kolejnych lodge odmawiają mi noclegu. Że nie bo nie. W końcu gdzieś sie zgadzają. Jak się okazuje – większość tych hotelików to takie na godziny – nie chcieli mnie narażać, w każdym razie tak tłumaczy właściciel tego w którym nocuje… Dosypiam a potem w miasto. Tu też bardzo muzułmańsko – zresztą gdy indie się dzieliły na indie i pakistan tutejszy władca chciał przyłączyć się do tego drugiego – co dośc skomplikowane – bo żadnych granic z nim a do tego – stan z wyjątkiem miast w zdecydowanej większości hinduistyczny. W końcu został włączony do Unii siłą. Pod miastem średnio fajny fort – Golconda (Golkonda) – który uchodzi za jakaś wielką atrakcję a mnie jakoś mało podniecił. Za to obok rewelacyjne grobowce Qutb Shani. Ładne i ciekawe. Potem jeszcze trochę miasta – Charminar – kurcze nie wiem co to jest, meczet ale cos jeszcze. Poza tym obłędny bazar (no jak wszędzie), fajny pałac Chowmahalla i super meczet Mecca Masjid. Cóż ładnie. Potem jeszcze nad jezioro tutejsze – duża statua Buddy. I voila. Wracam w okolicę hotelu swojego – robi się ciemno a na ulicach z okazji ramadanu zaczyna się po zmroku wielkie żarcie – w tym taki specjalny okolicznościowy specjał Hallem. Dobre. Jem też bardzo dobre biryani – specjalność tutejsza.