Bengalore, Hampi, 1-3.VIII.2011
Trasa
- 1.VIII.2011 Mysore – (pociąg) – Bangalore – (pociąg)
- 2.VIII.2011 … – Hospet – (bus) – Hampi
- 3.VIII.2011 Hampi
Uwagi
W poniedziałek (1.) rano jadę pociągiem z Mysore do Bangalore. Bangalore to to duże miasto słynne z IT i rozlicznych callcenter. No i tak, różni się bardzo od prowinicji. Laski w dżinsach i wydekoltowane. Jako, że to i duże i bogate miasto, to są tu różne takie atrakcje jak KFC, Pizza Hut, czy McDonalds. W tym ostatnim spożywam McAloo Tiki – czyli, takie coś jak czisburger ale bez sera i bez wołowiny, za to z kotletem z kartofla i grochu. Zabawne. Chodzę trochę po galeriach handlowych. Takie bardzo ubożuchne, coś jak bo ja wiem CH Land w Warszawie. Ale zawsze coś. Próbuje pójść do kina, ale zupełnie nie pasują godziny, szkoda. Może w Bombaju się uda. Tak włócząć się miedzy różnymi przejawami kapitalizmu w tej jego bardziej mi znanej postaci spędzam czas do wieczora. A wieczorem w pociąg (godzinę opóźniony, całe opóźnienie nadrobi!) do Hospet, czyli do Hampi.
We wtorek popołudniu dojeżdzam, przebiam się do Hampi. Załatwiam sobie spanie i zaczynam się włóczyć po okolicy. Myk z Hampi polega na tym, że tu 500 lat temu było pół milionowe miasto, stolica potężnego królestwa. Jakoś w okolicy 1565 zostało najechane przes sąsiadów, tych muzulmanskich. (Panowie się zabawiali, a w tym czasie Vasco De Gama…) Teraz nie ma nic, poza ruinami, między które wciśniete jest kilka wsi, pastwiska, trochę pól ryżowych itd. Robi to ogromne wrażenie – widać jak bardzo to wszystko było bogate – gdzie tam europie tamtych czasów do tego;)
Środę sponsoruje Tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono, czyli tylko krowa nie zmienia poglądów. Bo zasadniczo to jest tak, że ja nie mam atawizmu na silnik spalinowy, żadne brumbrum mnie nigdy (a w każdym razie po wczesnodziecięcej fascynacji) nie podniecały. Sprawność silnika spalinowego obraża moją ekologiczną wrażliwość i w ogóle. Ale ale, no tak. Wynajełem skuter by objechać szerokopojętą okolicę. Nigdy wcześniej nie jeździłem na skuterze, ale wyczytałem w internecie, że to bardzo proste. No i owszem, tak jest. Co tu kłamać – strasznie mi się to spodobało, cały dzień jeździłem od ruinek do ruinek, z 70km przejechałem. Także tak bardziej tego no crossowo;) – po różnych mniej lub bardziej błotnistych wiejskich drogach. Trochę się tego wstydzę, jak bardzo bardzo mi się to spodobało. No. A samo Hampi i okolice – przepiękne.