Polkobexim
Polkobexim

Thiruvananthapuram, Varkala – 20-22.VII.2011

Trasa

20.VII.2011 Kanyakumari 21.VII.2011 Kanyakumari – (bus, 2.5h, 45rp) – Thiruvananthapuram – (pociąg, 1h, 7rp) – Verk 22.VII.2011 Varkala

Zdjecia

Ogólnie jest ich mało, bo w Verkalli pochmurno, zdjęcia z drugiego dnia Kanyakumari pomyłkowo skasowałem, zresztą było mało i nic specjalnego. A pokasowałem dlatego, że w Thiruvananthapuram zepsuł mi się aparat, to wielka była tragedia. Drugi raz już się zepsuł w ten sam sposób, więc wiedziałem co dokładnie jest nie tak, po kilku(dziesięciu) testach się upewniłem. No i jedyne co pozostało zrobić, to kupić aparat, co totalnie mnie zruinowało. Smutne, ale co robić. Zły jestem. Ale nie może być za łatwo. Dodatkowo trochę nie ogarniam nowego aparatu, muszę się go nauczyć, a w efekcie takie sobie fotki wychodzą. Varkala na pikasie

Uwagi

W środę (20.) się obudziłem późno późno, ot tak wyszło. Gdy wychodziłem, z hotelu (czy raczej jak to sie nazywa, lodge) miły hindus powiedział, że mineła ponad doba od mojego zameldowania i muszę dopłacić. Przemyślałem i uznałem, że w sumie i tak jest późno, polenie się a następnego dnia wyjadę świtem. Tak też zrobiłem. Przez resztę dnia się leniwie włóczyłem po okolicy, zwiedziłem świątynie – tutaj nie tylko, jak wszędzie, każą zdejmować buty, ale dodatkowo jeszcze mężczyźni (tylko…) muszą zdejmować koszule, chodzić z nagim torsem.

W czwartek wstałem raniutko, autbous do Thiruvananthapuram. TO chyba miasto o najdłuższej nazwie w jakim w życiu byłem, zresztą z tego powodu się nadal często używa jego kolonialnej nazwy: Trivandrum. Też mogłaby być krótsza. Jest to stolica stanu Kerala – więc jak łatwo wydedukować opuściłem Tamil Nadu, w którym od przyjazu przebywałem. Mieszkańcy mówią tu innym językiem – czego moje pozbawione jakiejkolwiek wrażliwości językowej ucho nie zauważa. Ogólnie jest inaczej. Inny model motoryksz dominuje, jest duuużo bardziej zielono – Tamil było takie spalone słońcem mocno, prawie półpustynne, tutaj wszędzie zieleń, dżungla prawie. Są chodniki, ba, nawet z czymś podobnym do kostki bauma, więc prawie jak w domu. Całkiem porządnie, hm, czysto prawie. Dodatkowa atrakcja to to, że jako, że tym stanem rządzą od 50 lat komuniści (pierwsze miejsce na świecie gdzie demokratycznie zdobyli władzę) dużo sierpów, młotów, czerwonych flag, takich różnych pseudokapliczek z tymiż. Komuniści chwalą się, tym, że jest to stan bez analfabetyzmu – podczas gdy dla indii ten to coś koło 30% – i tu chyba niezbyt słusznie, bo już w 19 wieku stan ten i okolice jeśli chodzi o edukację odstawały na korzyść. Natomiast także długość życia ponoć jest tu o kilkanaście lat większa niż średnia dla indii. Pobyt w mieście zdominowało to, że mi się aparat zepsuł o czym pisałem wyżęj, więc się nie będe powtarzał. Na początek pojechałem rykszą do ZOO – tu mają je prepaid, w efkecie są bardzo tanie. Tak z trzy razy tańsze. ZOO – ponoć jedno z lepszych w Indiach, cóż – bardzo skromne, ale sympatyczne. Lubie zwierzątka. Przeszedłem się główną ulicą. Dużo kościołów i imponującej architektury kolonialnej. Doszedłem do świątyni, tej sławnej ostatnio z 22mld $ w niej ukrytych. WYgląda niepozornie, jak na południowo indyjskie świątynie. Obok niej bardzo ładny pałac. Niestety można go zwiedzać albo rano albo wieczorem, więc odpuszczam. Ale żałuje. Potem na dworzec kolejowy, odbieram bagaż z przechowalni i w pociąg do Varkali.

Varkala to taka plaża i ośrodek, nastawiona na białasów. A więc zupełnie nie przystające do Indii miejsce. Trochę jak Mamallapuram tylko znacznie bardziej – ale nadal w miarę , kameralnie. Ładny klif, knajpki (tak z 3 razy droższe niż w normalnie), espresso (!!!). Bardzo przyjemne i relaksujące miejsce. Chyba w sezonie jest tu koszmarnie – ale jako, że teraz mocno poza sezonem to bardzo pusto, snuje się w sumie z 20 turystów. Infrastruktura tak na tysiąc jak nie więcej. Wieczór spędzam z francuską rodzinką i jeszcze trzema innymi kolesiami. To było miłe, w sumie od początku pobytu tutaj nie miałem tak długiej – ładnych parę godzin – interakcji społecznej. Trochę brakowało.

Następnego dnia – czyli w piątek, czyli dziś dalej się lenie, włócze po okolicy. Trochę robię zdjęc, ale tutaj tak pochmurno pochmurno, pewno brzydko wyjdą. Chociaż naprawdę mi się podoba, ta zieleń zieleń jest obłędna. Sprzedalem jedna ksiazke, kupilem druga. Calkiem fajnie ze tu w sklepach z ksiazkami mozna dokonywac takich deali.