Pondicherry, 12-13.VII.2011
Trasa
- 12.VII.2011 Tiruvannamalai – (bus, 32rp, 3.5h) – Pondicherry
- 13.VII.2011 Pondicherry – (rowerem, 50rp za dzien) – Auroville – Pondicherry
Uwagi
Pondicherry to jedna z eksfrancuskich posiadłości w Indiach, przyłączona do macierzy;) w latach piędziesiątych. Nazwy ulic po francusku, specyficznie ubrani policjanci. Dzielnica (czy jak to tam nazwać) White City (nazwa ponoć od koloru na jaki pomalowane są domy, taaa, jasne…) to kolonialne wille, zieleń, cisza (zakaz trąbienia, szczegółnie na nadmorskiej promenadzie sciśle przestrzegany czy raczej egzekwowany). Niesamowicie czysto (jak na tutejsze warunki). W porównaniu z T. – zupełnie inny świat.
We wtorek sie powłóczyłem po mieście, poleżałem na ławce w parku (bardzo francuski). Zwiedziłęm parę kościołów – ciekawie zobaczyć hinduskich chrześcijan – zachowują się w tych kościołach zupełnie inaczej niż w PL – w sposób w sumie podobny do tego co widać w ich świątyniach. Wypiłem dużo świeżo wyciskanego soku z granatów – zupełenie sie uzależniłem – bardzo to jest pyszne. Ale jedzenie (i napoje) to oddzielny temat, możę jak mi się zachce to się kiedyś rozpisze.
W środę rano wypożyczyłem rower i pojechałem do Auroville. Sama jazda przyjemna – nielicząc tego, że nadal nie umiem się dokońca pogodzić z tutejszym stylem jazdy – powiedzmy, żę permanentne trąbienie zaakceptowałem – ot tutejsza forma świateł mijania – ale nagminne jeżdzenie pod prąd nadal doprowadza mnie do furii/palpitacji. Auroville to miejsce zupełnie odjechane, założone w latach 60 w duchu new age eksperymentalne osiedle dla wielu narodów (obecnie 1600 mieszkańców, z 40 krajów), mających w pokoju żyć i bla bla bla bla bla i sie samorozwijać i bla bla bla bla kontynuując dzieło matki założycielki bla bla bla i ekologia i odnawialne materiały i bla bla bla. Trochę ciekawej (nie znaczy dobrej) architektury. Najdziwniejsze i najciekawsze to futurystyczna (ale tak przestarzale futurystycza, zabawne) kula – Mandir – gdzie trzymają swój wielki kryształ, medytują itd. Niestety wejść tam nie można, turystom wolno obejrzeć tylko z daleka. Pomijąjąc raczej dość oczywiste moje obiekcje (i ogólny rechot który to w sceptycznym mnie budziło) – to miejsce w sumie całkiem przyjemne, zielono, cicho – całkiem miłe miejsce do życia. Pękła mi dętka, trochę trwało nim znalazłem kogoś kto mi ją wymieni. Znalazłem jakiegoś lokalsa (w znaczeniu Hindusa, a pewnie precyzyjniej: Tamila – w tej międzynarodowej społeczności akurat tak się składa, że tego rodzaju prace wykonują akurat oni) Wymienił. Chciał za to 20 rupi (kolo 1.20zł) – było mi głupio tyle zapłacić szczerze mówiąc, więc dałem pare razy więcej.